piątek, 30 stycznia 2015

Rozdział I

Wychodzi na to, że nie jestem specjalnie mądra, dając się tak podejść mężczyźnie. Dzisiejszego wieczora napadł mnie jakiś dziwny humor, który nie pozwalałam na powiedzenie 'nie'. Było tak pięknie. Chociaż chyba za późno zdałam sobie sprawę z tego, że jeśli dam mu się odwieźć do domu, to pozna całą prawdę. A niech to szlag! Próbowałam się uspokoić. Przecież to znana osoba, nigdy nie wykręciłby jakiegoś numeru, bo wtedy nikt nie dałby mu żyć. Zacisnęłam nerwowo usta, ukradkiem spoglądając za szybę samochodu. Specjalnie wybrał dłuższą trasę, kiedy podałam mu adres swojego zamieszkania, i nawet nie miał najmniejszej ochoty tego ukrywać. Udawał cwaniaka, któremu wszystko wolno. Kilka razy próbował zagadać, ale dopiero po setnej próbie nawiązania kontaktu postanowiłam trochę odpuścić. Odetchnęłam głęboko, dudniąc paznokciami po skórzanym obiciu fotela. Rozmowa wcale się nie kleiła, bo mimo jego usilnych starań, nie chciałam opowiedzieć o sobie nic więcej niż tylko parę zdawkowych zdań, które raczej nie zaspokoiły głodu wiedzy na temat mojej osoby. Wydałam z siebie cichy jęk zaskoczenia, widząc Santiago Bernabeu nocą. Stadion wyglądał niczym nie z tej ziemi.
- Tak myślałem, że zabranie Cię tą drogą będzie dobrym pomysłem - puścił do mnie oko, a ja nadal z niemym zachwytem wpatrywałam się w ten obiekt. To głupie, że jeśli ktoś mieszka tutaj półtora roku, nie widział tego na własne oczy o tej porze.
- Miałeś rację - przyznałam cicho, kiedy cała sceneria zniknęła mi z oczu. Zamilkłam, pozwalając sobie na swobodne dryfowanie wśród wspólnych wspomnień związanych z moich ojcem. Tak naprawdę nie było ich dużo. Od momentu... śmierci mamy nigdy za specjalnie nie przejmował się moim życiem. To dlatego wyjechałam do ciotki, aby być jak najdalej od niego. Ale jakiś czas temu coś mnie tknęło i postanowiłam zmienić kilka rzeczy. Chciałam postawić kilka spraw do pionu, sprawić, żeby relacje między nami były lepsze.
- Halo, tu ziemia - powiedział Sergio trochę donośniejszym głosem - Mogę być w końcu zaszczycony faktem poznania twojego imienia?
- Valencia - mruknęłam z trochę szerszym uśmiechem. Zmarkotniałam, kiedy okazało się, jak nie wiele dzieli nas od mojego domu. Czas mijał nieubłaganie. A ja w końcu pojęłam, że tak naprawdę chciałabym być gdzieś indziej. Już dawno chciałam znaleźć swój własny kąt, ale każde mieszkanie, które oglądałam co weekend z pośredniczką nieruchomości, wydawało mi się dziwne. Jakbym nie potrafiła wyobrazić siebie spacerującą po długich korytarzach. Ramos spojrzał na mnie zdziwiony, kiedy dostrzegł znajomą posesję.
- Chyba teraz nie muszę pytać, jak ma panienka na nazwisko, co? - odparł nieco obrażony, wkrótce otwierając mi drzwi samochodu. Wysiadłam swobodnie, poprawiając torbę na ramieniu.
- Ancelotti - odpowiedziałam, mocno akcentując swoje nazwisko. Raźnym krokiem ruszyliśmy w stronę willi. Frustracja dopadła mnie dopiero wtedy, kiedy nie mogłam znaleźć kluczy. Klubowa czwórka obserwowała moje zmagania z licznymi kieszonkami torebki widocznie rozbawiona całą tą sytuacją. W geście triumfu pomachałam mu nimi przed samym nosem, kiedy udało mi się je znaleźć.
- Będę mógł liczyć na to, że nie walniesz mnie teraz drzwiami w twarz? Bynajmniej chyba ja powinienem to zrobić, ale przecież kobiet się nie bije. Nieprawdaż? - syknął z przekąsem, w dodatku pozwalając sobie przyprzeć mnie swoim ciałem do drzwi. Boże, jego spojrzenie niemal przewiercało całą moją sylwetkę, robiąc tym samym piorunujące wrażenie.
- Czuję się niebywale obrażona twoją wypowiedzią...
- Sergio, co ty robisz z moją córką, do jasnej cholery?!
A myślałam, że nic gorszego nie może mnie spotkać. Myliłam się. Momentalnie odepchnęłam od siebie mężczyznę, z strachem obserwując swojego ojca, który kroczył szybko w naszą stronę. Gdybym mogła, uciekłabym gdzie pieprz rośnie. Chwyciłam się kurczowo ramienia Ramosa, próbując dodać tym sobie otuchy. Chociaż na naprawdę nie wiele się to zdało. Wzrok taty ciskał błyskawice na nas obydwoje, marszcząc czoło coraz bardziej z każdą chwilą. Jego włosy były w nieładzie. Po raz kolejny wracał z pracy później, zamęczony jakimiś klubowymi sprawami, które najczęściej dotyczyły transferów.
- Trenerze, ja tylko odwiozłem pańską córkę po imprezie do domu... - zaczął, niestety nie mogąc dokończyć swojego usprawiedliwienia. Pewnie i tak by nic nie wskórało. Podświadomie czułam, że mam przechlapane.
- Nie pamiętasz, co mówiłem o imprezowaniu w środku tygodnia? - warknął tata, coraz bardziej wzburzony tym niefortunnym incydentem. - Mało Ci wszystkiego? Z resztą, twoi koledzy nie są wcale lepsi. Zobaczymy, ilu stawi się już na dzisiejszym, porannym treningu. Będę ciekaw, czy jako przyczynę swojej nieobecności podadzą kaca czy coś bardziej przyziemnego!
- Przestań! - krzyknęłam głośniej, niż zamierzałam na początku. - Daj mu spokój!
- Nie mam dzisiaj ochoty na krzyki, biorąc pod uwagę to, że sąsiedzi mogliby sobie coś pomyśleć. Porozmawiamy sobie jutro przed treningiem - ojciec wepchnął mnie brutalnie do domu, trzaskając za sobą drzwiami. Zdążyłam ujrzeć tylko skruszoną minę Sergio. Moja klatka piersiowa opadała i wznosiła się w zastraszająco szybkim tempie. W tym momencie czułam tylko złość. Pomaszerowałam wgłąb domu, nawet nie zrzucając szpilek w przedpokoju, przez które czułam coraz bardziej dotkliwy ból. Ignorując nawoływania mojego rodzica, wspinałam się z stoickim spokojem na schody, niczym huragan wpadając do swojej sypialni. Dopiero tam pozwoliłam sobie na okrzyk wściekłości. Jakim prawem zrobił taką scenę? Mogę prosić o to, żeby przywiózł mnie domu, kogo chcę. Otwierając torebkę zwróciłam uwagę na jeden szczegół. Mianowicie w środku znajdowała się starannie złożona karteczka.

Gdybyś nie miała tak dużo szczęścia i zapomniałabyś po dzisiejszej bogato zakrapianej nocy poznania Sergio Ramosa, łaskawie przypominam o sobie w tym skromnym liściku. ;) 

Po drugiej strony namazał jeszcze swój numer. Już chwytałam za telefon i zaczęłam wystukiwać jego numer, kiedy przypomniałam sobie o Unai'u. Dopiero teraz dotarło do mnie, jak brzydko go potraktowałam. Zazgrzytałam zębami, próbując zastąpić chłopaka jakimiś przyjemniejszymi wspomnienia, które pomogłyby mi przetrwać resztę nocy. Zanim całkowicie do głosu doszły głośne wyrzuty sumienia, nawiedził mnie widok blondynki, która obściskiwała go z ogromną zawziętością. Przebrałam się w kaszmirową piżamę, wiążąc niesforne włosy w koński ogon. Opadłam zmęczona na łóżko, mając nadzieję, że jutro nie zostanę postawiona przed trybunałem sprawiedliwości. Sama tego chciałam. Co ja sobie myślałam, nagle nawiedzając ojca w domu i stawiając praktycznie przed faktem dokonanym? 
- Będziesz miał przechlapane - zaczęłam złośliwie naszą rozmowę telefoniczną, jednak tak naprawdę wiedziałam, że taka sprawa nie może się skończyć dobrze. Wiedziałam z doświadczenia, że jeśli chodzi o coś takiego, nigdy nie odpuszcza. 
- Jakoś dam radę - odparł obojętnym tonem - Nie zabijesz mnie, jeśli powiem, że mam zamiar Ci coś przesłać? Tak oficjalnie. Pocztą. 
- Wynajmiesz gołębia? - zaszczebiotałam jak jakaś idiotka, udając zachwyconą tym pomysłem. Bynajmniej byłam porządnie ciekawa, co takiego chce mi przekazać. - Jakież to romantyczne! 
- Jeszcze taki głupi jak ty to nie jestem - odgryzł się natychmiast, a ja fuknęłam nosem niezadowolona - Dobra, tym razem przegiąłem. Przepraszam. 
- To dobrze, że chociaż posiadłeś umiejętność przepraszania. Chciałabym porozmawiać, ale jestem naprawdę porządnie zmęczona. Dobranoc, podrywaczu.
Co ja takiego robię? Nie wiem, z jakiego powodu w ogóle do niego teraz zadzwoniłam. Odrzuciłam komórkę na bok, a ta zjechała z cichym trzaskiem na podłogę. Sięgnęłam ręką w dół, z ulgą dostrzegając, że dotykowy ekran jest nadal w jednym kawałku. Przez kilka dłuższych chwil obracałam go delikatnie w dłoniach, ostatecznie odkładając go na etażerkę. Zgasiłam lampkę, próbując znaleźć wygodną pozycję do spania. Po głowie krążyły mi jednak myśli w postaci pewnego mężczyzny. 
 --------------------
Miło mi widzieć tyle pozytywnych opinii pod prologiem. Ogólnie rzecz biorąc, nie spodziewałam się tego. Natomiast nabrałam dalszej chęci do pisania i muszę wam się przyznać, że zaraz po opublikowaniu tamtego tekstu zaczęłam pisać ten rozdział! :) 


sobota, 24 stycznia 2015

Prolog

Głośna muzyka dudniła mi w uszach. Obejrzałam się za siebie, próbując wychwycić w szalejącym tłumie roztańczonych ludzi znajomą twarz. Zacisnęłam usta w wąską kreskę, zamawiając kolejnego drinka. Miałam tego dosyć. Po cholerę zapraszał mnie do klubu, jeśli znikał co kilka chwil wgłębi sali, szukając gorączkowo swojego brata wraz z sporą grupą znajomych. W zasadzie, o ile dobrze pamiętam z jego wyjaśnień, miała być to cała meczowa jedenastka. Byłoby to raczej niepotrzebne, ponieważ po ich wejściu raczej większość tłumu rozpoznałaby piłkarzy. Królewskich. Uniosłam jedną brew ku górze, w końcu dostrzegając czuprynę mojego towarzysza, który łaskawie raczył się pojawić. Zaczęłam dochodzić do wniosku, że przyszłam tu z nim tutaj tylko dlatego, ponieważ nie miałam co robić sama w domu. Unai usiadł obok mnie, ale kiedy spróbował ucałować mój policzek, odsunęłam się delikatnie. Spojrzałam na niego przepraszająco, chociaż wątpię, żeby to coś dało. Westchnęłam cicho, upijając długi łyk alkoholu, który pod sam nos podsunął mi barman. Otworzył szeroko oczy, dostrzegając coś... a raczej kogoś za moimi plecami. Nawet nie musiałam się odwracać, żeby wiedzieć, o co chodzi.
Jako pierwszy dostrzegł nas Iker. Był dość zdumiony, widząc go w moim towarzystwie. Czyli nie pochwalił się, że zdołał zainteresować córkę trenera Realu? Jako jeden z nielicznych znał mnie z czasów, kiedy mój ojciec jeszcze nie był zainteresowany tą posadą. Niezauważalnie uniosłam kąciki ust ku górze, puszczając do niego oko. Poczułam, jak przez całą długość pleców przechodzi mi dreszcz, który nigdy nie zwiastował niczego dobrego.
Powoli zsunęłam się z stołka, delikatnie dotykając opuszkami palców ramienia chłopaka. Niespodziewanie wpadłam na coś zadziwiająco miękkiego. Do moich nozdrzy doszedł zapach mocnych, męskich perfum. Uniosłam wzrok ku górze, bym mogła zobaczyć oblicze mojego 'wybawcy'.
- Nie wiedziałam, że kobiety aż tak do mnie lgną - powiedział, a ja pomimo panującego hałasu słyszałam go dość wyraźnie. Korzystając z okazji, objął mnie ramionami w talii. Kiedy próbowałam się wyswobodzić z tego kłopotliwego uścisku Ramosa, nadal uparcie nie dawał za wygraną.
- Mógłbyś przestać, mój drogi? - syknęłam, mrużąc oczy, widząc coraz większe grono znajomych twarzy z klubu.
- Sama wpadłaś mi w ręce. Więc teraz nie licz na taryfę ulgową - zaśmiał się krótko, obracając mnie w stronę baru. Spojrzałam gorączkowo na Unai'a, który widocznie urażony moją postawą nie miał najmniejszego zamiaru powiedzieć nawet jednego słowa, po chwili zaczynając wesołą pogawędkę z drugim bramkarzem Królewskich. Zarost mężczyzny załaskotał mój policzek, kiedy sięgnął po swojego drinka.
- Co nie znaczy, że możesz przetrzymywać całkiem nieznajomą kobietę - warknęłam na tyle głośno, żeby inni mogli usłyszeć wyrzut, który nie zrobił pożądanego wrażenia. Najwyraźniej przywykli do takich zagrywek z jego strony. Chociaż w jakiś pokręcony sposób nawet mi to pochlebiało.
- Zatańczysz?- zapytał szeptem wprost do mojego ucha, kiedy reszta towarzystwa odeszła, zostawiając nas samych. Było mi tylko żal młodszego z rodzeństwa Casillas'ów, bo chciał spędzić ze mną trochę czasu, a ja zostawiłam go na lodzie. Okazało się jednak, że jest właśnie pocieszany w kącie sali przez jakąś blondynkę. Dzięki temu poczucie winy minęło równie szybko, jak się pojawiło.
- Jak mogłabym Ci odmówić? - westchnęłam, bez większego zastanowienia pociągając go na parkiet. Na szczęście zdążyłam zauważyć, iż tak naprawdę nie ma zielonego pojęcia, z kim właśnie tańczy. Przygryzłam nerwowo wargę, bardzo dobrze zdając sobie sprawę z swojej krótkotrwałej przewagi. Pewność siebie, która biła od niego w czasie meczu, była teraz równie widoczna. Porwana w zręczne obroty Hiszpana zapomniałam o całym świecie.
---------------------------------------

Na samym początku chcę zaznaczyć, że gdyby nie droga +sueños , to pewnie nie spotkalibyście tego prologu. Dlatego ten kawałek tekstu jest dedykowany właśnie jej. :D Jeszcze nie wiem dokładnie, jak dalej rozwinie się ten blog. Widzę multum możliwości, ale najprawdopodobniej będę musiała obrać jedną drogę, która wyda mi się najwłaściwsza. Także... do zobaczenia w rozdziale I!