sobota, 14 marca 2015

Rozdział IV

Wiatr, który do tej pory smagał mnie swoimi wstęgami po twarzy, nagle ucichł. Odetchnęłam pełną piersią, rozkoszując się widokiem rozświetlonego miasta. Widok zabierał dech. Był niczym jakaś piękna, nierzeczywista bajka o mieście świateł. Słyszałam tylko, jak moje serce uderza gwałtownie o żebra niczym spłoszony ptak w klatce. Nie śmiałam spojrzeć na Ramosa, który był tuż za mną. Najpierw poczułam, jak jego palce delikatnie obrysowują moją talię, a potem ramiona. Zachichotałam, wbijając wzrok w maleńki punkcik, którym był stadion Realu. Nigdy bym nie przypuszczała, że będzie miał zamiar wziąć mnie na dach najwyższego wieżowca w całym Madrycie. Mogłam się spodziewać, iż nie wybierze jakiegoś normalnego miejsca, tylko zrobi coś, co na długo zostanie mi w głowie. Podniosłam wzrok ku górze, mimowolnie uśmiechając się do migotliwych gwiazd.
- Zobacz, jakie one piękne - westchnęłam, unosząc rękę. Jakbym naiwnie wierzyła w to, że będę w stanie kiedykolwiek ich dosięgnąć.
- Wcale nie masz podstaw tak do nich wzdychać - powiedział cicho Sergio, ujmując mnie palcami pod brodą. - Jeśli tak naprawdę sama nią jesteś.
Dyskretnie przełknęłam ślinę, będąc zmuszoną do spojrzenia prosto w jego oczy. Tęczówki były dość oryginalne, ponieważ swoim kolorem przywodziły mi na myśl kawę, którą wypiłam dzisiejszego ranka.
- Miało nie być ckliwych tekstów - wydukałam przez zaciśnie gardło, będąc już trochę zniecierpliwiona. Pod wpływem tego, jak na mnie patrzy, miałam wrażenie, że kręci mi się w głowie. Jakiś cichy głosik w mojej głowie mruczał cały czas, żebym nie czekała i brała sprawę w swoje ręce. Ale ja mocno obstawiałam przy swoim. To on wszystko zaczął, więc i niech skończy. Chociaż to ja tak naprawdę wszystko nakręciłam. Mimowolnie zamknęłam oczy, jednocześnie uruchamiając wyobraźnię, która zaczęła pracować na wysokich obrotach.  Zadrżałam, czując dotyk dłoni piłkarza na swoim ramieniu. Czekałam na ten moment niemalże jak kilkunastoletnia dziewczynka czekająca na upragnioną nagrodę. Był jak wisienka na torcie.
Jęknęłam cicho, próbując nie wiwatować. Gwałtownie, bez najmniejszego ostrzeżenia, wpił się w moje wargi, zaciekle je atakując. Boże, chyba właśnie tego potrzebowałam. Chciałam, żeby ta chwila trwała wiecznie. Wplótł rękę w moje jedwabiste włosy, drugą cały czas trzymając na moich plecach. Nasze sylwetki dla niewprawnego obserwatora mogły wydawać się splecione, ponieważ nie dzieliły nas teraz nawet milimetry. Moje serce dudniło jak oszalałe niczym ptak zamknięty w złotej klatce. Zatraciłam się zupełnie w jego dotyku, tracąc poczucie jakiejkolwiek rzeczywistości. Z mojego zaciśniętego gardła wyrwał się jęk, który jeszcze dodatkowo pobudził Sergio do stanowczości w pogłębieniu pocałunku. Powietrze wokół nas niemal strzelało iskrami od namiętności. Położyłam ręce na jego klatce piersiowej, próbując delikatnie się od niego odsunąć. On jednak nie dawał za wygraną, ciągle odcinając mi dopływ powietrza. Od dawien dawna nie czułam się tak lekko jak teraz. Pewnie gdyby nie podtrzymywał mnie jedną z rąk, leżałabym jak długa, ponieważ nogi miałam jak z waty.
W końcu chyba doszedł do wniosku, że muszę zaczerpnąć powietrza. Oddychałam ciężko, a przez kilka pierwszych chwil słyszałam w uszach tylko szum własnej krwi i pośpieszne bicie serca.
- Tego też miało nie być - mruknęłam zdyszana, odwracając wzrok w kierunku rozświetlonego miasta. Jakby jeszcze mu było mało, objął mnie od tyłu w talii, opierając swój podbródek na czubku mojej głowy.
- Nic takiego nie mówiłem.
Prychnęłam mimowolnie. Z chichotem odepchnęłam go od siebie, przygryzając wargę. Oparłam się o barierkę, spoglądając w dół. Lubiłam kusić los, chociaż nie na tyle, żeby spaść z dachu. Usłyszałam za sobą szuranie butów, na które początkowo nie zwróciłam większej uwagi. Dopiero, kiedy odwróciłam głowę, okazało się, że Sergio nie ma. Zmarszczyłam brwi, nie mając zielonego pojęcia, gdzie mógł wywędrować... Wiedziona impulsem ponownie spojrzałam na drogę, która wiła się niczym wąż wokół budynku.
- Jeśli myślisz, że po tym chciałbym się zabić, to naprawdę jesteś w grubym błędzie - powiedział rozbawiony całą tą sytuacją. W rękach niósł dwa kieliszki, w których musował szampan. Osobiście o tej porze wolałabym wypić wino, ale nie mogłam wybrzydzać.
- Ale niby czemu miałbyś tego nie zrobić? - zapytałam, będąc na sto procent gotowa się z nim drażnić. Być może.
- Nie miałabyś po tym nikogo, kto doprowadzałby Cię do szaleństwa, Valencio - odparł, mocno akcentując ostatnie słowo. Szarmanckim gestem podał mi trunek, a ja z trudem zdobyłam się na to, żeby nie urazić jego postawy dżentelmena wybuchem śmiechu.
- Nigdy tego nie zrobiłeś, mój drogi - wymruczałam, wodząc paznokciem po jego ramieniu. Zauważyłam, jak drga mu jeden z kącików ust. I mamy remis.
- Jesteś aż tak pewna? - warknął, aż po plecach przeszły mi ciarki.
- Prawie.
Nie mogłam zaprzeczyć z czystym sumieniem, ale najwidoczniej już zdołam polubić wprowadzanie go w stan podgorączkowy. Upiłam łyk alkoholu, który jeszcze dłuższą chwilę szczypał mnie przyjemnie w język. Spoglądam ukradkiem na Hiszpana, jakbym potrafiła czytać mu w myślach. Niestety nie posiadałam takiej umiejętności, czego chwilami naprawdę żałowałam. Bez najmniejszego skrępowania świdrował spojrzeniem całe moje ciało od góry do dołu, po dłuższej chwili udając, że jestem nie wartą uwagi jakiegokolwiek faceta kobietą. Zdławiłam w sobie chichot, przy okazji próbując odzyskać nad sobą panowanie. Potrafił mnie rozbawić swoim bezczelnym zachowaniem, które jak się okazało, bardzo przypadło mi do gustu.  Nawet chyba za bardzo.
- Mój ojciec Cię zabije - stwierdziłam sucho, bez zbędnej przesady - jeśli dowie się, że lubisz mnie tak miziać.
- A co? Masz zamiar mu powiedzieć i narazić się na szlaban? - zapytał, spoglądając w innym kierunku. Westchnęłam, stając naprzeciwko niego.
- Naprawdę, mam jeszcze trochę rozumu, w przeciwieństwie do Ciebie - mruknęłam, bawiąc się nóżką od kieliszka. Sama nie wiedziałam, do czego tak naprawdę zmierzałam. Obrałam drogę, z której chyba nie byłam w stanie już się zawrócić.
                                                        ---------------------------------
Witam! Na początku chciałam was przeprosić za ten 'poślizg' z dodaniem tego rozdziału, ponieważ ostatnimi czasu trudno mi się było chociaż na chwilę dorwać się do komputera.  Jednocześnie mam nadzieję, że dobrze wynagrodziłam wam trochę przydługi czas oczekiwania! :D